wtorek, 8 stycznia 2008

GDANSK - NARODZINY..

Urodziłem się w Gdańsku i mieszkałem tam 2 lata potem przeprowadzka i nowy rozdział w życiu JEDWABNE niby miasteczko małe, zapuszczone i bez nadziei. Pełne okrutnej historii - mord ludności żydowskiej. miasteczko - ala zurbanizowana wieś z 2 tysiącem mieszkańców w tle.
jeden rynek, nie całe 20 sklepów. W cieniu Łomży.
niby takie nic a właśnie tam miałem najlepsze lata mego życia.
stawiałem pierwsze kroki życia dziecięcego.

Odkrywałem świat wartości nadając im imiona i oblicza.
do wieku 6 lat trwał mój błogi świat.
Z mamą i siostrą żyliśmy bez ojca.

poznała go na studiach. Straciła głowę uwierzyła w cuda i piękne słowa. Wrażliwa była z niej osoba. uczucia stłamsiły co racjonalne. stało sie cierpienie i rozwiązanie banalne.
Zbyt dużo sobie obiecała zbyt wiele chciała. Ona romantyczka nie życiowa On z wietnamu się zjawił. stypendium dostał. spod skrzydeł rodziców uwolniony korzystał z życia i dobrze się bawił. nie wiedział jak w bardzo poważną grę się bawi. miłość niby wiele ma imion a On nie wiedział. finału się nie spodziewał nie znał życia.
spotkały się dwa ciała ludzkie. znajomi dla niego. miłość życia dla niej.
niby ludzie nie chcą robić sobie krzywdy a ranią. niby wiedzą wszystko o życiu a kłamią.
niby każdy ma swój schemat życia.
lecz co w sercu kiedyś dziś w czynie bez pokrycia.
bo przecież mają dziecięce pierwsze marzenia
ukryte często niewysłowione pragnienia
a jednak czynią co czynią i grają w brutalna grę zwaną życiem
na zasadach z góry nałożonych i godzą sie z ramowym byciem.
nie oni wymyślali zasady. rodzice dali instrukcje często bezsensowne do niczego niepodobne. gorzej jak nie dają no bo co i jak gdy sami nic nie mają. próbują grac omijając zasady iść po planszy. marzenia i potrzeby choć piękne i barwne na początku. teraz ranią i tłamszą pozostając niespełnione. w ból i cierpienie spychają. ludzie i rzeczy w okół nic nie dają. niektórzy się buntują. własne rozwiązania znaleźć próbują. inni się poddają na życie się targają. pozostali bez namysłu w grę zwaną życiem grają.

moi rodzice- nieokrzesane pionki spotkały się na planszy.
urodziłem się ja i wi-bliźniaki co jeszcze nie wiedziały w jaką grę się pchają. nastały kłótnie. szantaż. strach. brak odpowedzilności. wiadomo łatwiej uciec od problemu.
mam została sama z nami w gdańsku. Sama lecz pomoc sie znalazła. tata odszedł.
z mamą stawialiśmy pierwsze kroki. dużo śmiechu łez i zabaw. beztroska była. nie czułem braku ojca. mogłem siedzieć i marzyć bez końca. wszystko przez mum miałem dane sam o nic nie musiałem zabiegać. niewiele potrzebowałem. uśmiechu, całusa, przytulasa, i miłości - dużo miałem.
za sprawą wi wszystkiego było razy dwa a czasem przez dwa.
co dostałem za to dziękowałem czego nie miałem nie żałowałem no bo niby jak skoro tego nie znałem. było dobrze bo przygodnie . aż 6 lat minęło i wtedy się zaczęło.

***
DZIKA PRZYJAŹŃ

Co kiedyś trwało, już się zakończyło
wszystko odeszło gdzieś w dal, bezpowrotnie
Mnie radość dawało, Ciebie bawiło,
Za swą naiwność płacę dziś stokrotnie

Zerwała się uczuć wątła niteczka,
Więź przyjaźni, wielkiego zaufania
Została sama, "kochana Wandeczka "
Dlaczego doszło do rozczarowania

Serca mi ugasisz słów pustych wodą,
od wspomnień bolesnych będzie krwawiło.
Tych chwil nie zapomnę, gdy byłam z tobą,
Lecz ciebie ze mną, niestety nie było.

Jak trudno dalej w dobrą przyjaźń wierzyć,
gdy okazała się tylko złudzeniem.
Żeby kolejnej tragedii nie przeżyć
powinnam z własnym przyjaźnić się cieniem.

***

..mum

Brak komentarzy: