wtorek, 4 października 2022

Do nie pamiętam!

Nie pamiętam gdy ją zobaczyłem - jedno wiem, ożyłem 
Nie pamiętam co w głowie zawróciła mi 
Nie pamiętam to chyba byłaś Ty!
 Nie pamiętam tylko tyle pamiętam 
Pozwól ujrzeć Cię raz jeszcze 
Chcę być twym wiosennym deszczem co orzeźwi wszystkie dnie 
"Nie pamiętam" - brzmiało imię twe.

poniedziałek, 18 listopada 2019

Siła Przebaczenia - wewnętrzna wolność. LIST DO MARKA

żyło mi się dobrze. mama sobie radziła w pełni by wychowywać mnie i wikę sukcesywnie i efektywnie. do wieku 6 lat miałem wszystko czego potrzebowałem a najwięcej miłości.
zanim sie urodziliśmy została zraniona przez naszego tatę. wiadomo była zakochana uczucie znane- to wtedy kiedy tracisz głowę i myślisz że będziesz z dana osoba przez cale życie na dobre i na złe. no ale wiadomo przychodzi życie i czar pryska.
my sie urodziliśmy a tata uciekł od problemu. był młody i głupi. co zrobić. tak wiec wychowywałem sie z wika i mamą.
mieliśmy czas na głupoty. mama brała nas na spacery. ciągała gdzie się dało. jeździła z nami na sankach.

wszystko trwało przez 6 lat. jeszcze nie było problemów.
poznała Ciebie. widziałem w niej radość. odżyła mimo że i tak była uśmiechnięta i pełna życia. widać było w niej nadzieję. czułem sie zagrożony bo musiałem sie podzielić z kimś moja mama. nie wiedziałem kim jesteś co będzie. niepokój był duży.teraz wiem ze przecież z czasem wyrabia sie relacja. zdanie na czyjś temat. tak było i w tym przypadku.

będę pisał o tobie jako o marku tak będzie łatwiej.
mama wyszła za człowieka za którego nie powinna była wychodzić. przy całej jego dobroci uwierzyła mu. wierzyła że będzie inaczej potrzebowała wsparcia i męskiej ręki. raz zawiodła się na miłości teraz liczyła że wszystko będzie dobrze.
jednak nie!wraz z pojawieniem się marka. pojawił się alkohol, ból i cierpienie. zniszczył on wszystko co kiedyś było spokojne i dobre. dom zamienił sie w mroczną jamę gdzie poznawałem tego co jest syfem w życiu. patrzyłem jak człowiek nisko może upaść poddając się alkoholowi. najgorsze ze widziałem mamę która uwierzyła w lepsze życie a niszczała fizycznie i psychicznie z każdym dniem. mama którą nie chciałem się dzielić musiała stawić czoła nowym problemom. stała się żoną alkoholika, człowieka który nie miał dobrych wzorców. w jego rodzinie na porządku dziennym był alkohol. pewnie ojciec bił matkę jak popadło i jego też. myślę że nawet kiedyś obiecywał sobie że On taki nie będzie.
w domu miał od dziecka to co ja poznałem dopiero mając 5 czy 6 lat. nie wiedział ze może być inaczej. żył tak i chciał stworzyć rodzinę na wzór czegoś czego nie powinien sam był zaznać.
wtedy nie widziałem tyle co teraz nie znałem życia od tej strony.
widziałem tylko mamę roztrzęsioną, przestraszoną. pamiętam jak ją przytulałem i płakałem razem z nią. bałem się strasznie.
..leżeliśmy na łóżku mama spała a ja pogrążałem sie w głęboki sen nagle! bum! bum! odgłosy walącej pięści marka w szybę od tarasu. zbudziłem sie od razu. przestraszony popatrzyłem na mamę. w jej oczach zamiast pocieszenia i pokoju zobaczyłem strach. wtuliłem sie w nią mocno. płacząc i cierpiąc widząc jej łzy.
a marek nie przestawał walić uderzał jak w transie. upił się jak zawsze a mama chcąc zaoszczędzić sobie codziennej katorgi tym razem zamknęła drzwi by go nie wpuścić. rozzłościło to go jeszcze bardziej. teraz dobijał sie by wejść. rozległy się krzyki. ..wysadzę ten dom.. kur* otwórz! zabiję Cię!! jak ja się bałem!!
jeden kadr z wielu lat w których marek osoba mi obca bił mamę-osobę mi najbliższą. chlał ile wlezie. a ja patrzyłem, obserwowałem
znienawidziłem go! człowieka który niszczy wszystko co miałem i osobę którą kochałem najmocniej na świecie, tylko ją miałem. nie mogłem go polubić a za to co robił zwyczajnie nienawidziłem go.
nienawidziłem za to co robił za to jaki był. jak śmie bić moją mamę jakby była jakąś rzeczą. czyjąś własnością. nie mogłem nic zrobić tylko przytulać mamę i pocieszać płacząc razem z nią.
nie wiem nawet kiedy powiedziałem mamie: jak dorosnę zabiję marka! ja go zabije mamo! nie martw się już niedługo.
wtedy byłem gotów go zabić.jedyne co mnie hamowało to brak sił by to zrobić.

nienawidziłem cię!!!!! a jednak po paru latach Ci wybaczyłem.
piszę właśnie dlatego. Wiedz że Ci wybaczam wszystko co zrobiłeś.
wybaczam....Ci. i nawet nie wiesz jak ciężko przyszły mi kiedyś te słowa do serca.

gdyby nie Jezus któremu w dziecięcej modlitwie oddałem życie. to nie wiem kim byłbym teraz. pozwolił mi pogodzić się ze wszystkimi emocjami. chronił mnie wiem o tym, przez wszystkie chwile w których ty grałeś główną rolę. pozwolił mi pogodzić się z tym wszystkim i wybaczyć tobie. zobaczyłem że można żyć inaczej a bardziej ciągle to widzę. nie musimy pić, kraść zabijać. to nie twoja wina że miałeś takich rodziców. nie twoja wina że od małego zaznałeś kłamstw, bluźnierstw, widziałeś przemoc. to wszystko pozostawiło na Tobie piętno którego nawet pewnie nie dostrzegasz. twoi rodzice zniszczyli siebie i Ciebie. Ty nic nie mogłeś i nie ma w tym twojej winy.

piszę bo jest nadzieja dla Ciebie!!! nie musisz dalej brnąć w bagno! nie musisz marnować życia. teraz w Kacprze rodzi się nienawiść. nie wiem co czujesz nie wiem co siedzi ci w głowie, ale on jest twoim dzieckiem. patrzy na swego ojca i co widzi? ? możesz mu jeszcze wiele dać. możesz jeszcze wiele nadrobić. Kacpra to boli. nie wiem na ile rozumie ale jak ma zaakceptować fakt ze jego ojciec sie nim nie interesuje? jak ma to zrozumieć?
ojciec go opuścił.

przez ile jeszcze zamierzasz w życiu przejść? by zrozumieć jak wiele straciłeś?! jak wiele złego wyrządziłeś!? pytam przez ile?
nie niszcz już więcej życia innych i swego.

masz wyjście. Bóg Cię kocha. choć zna Cie i widział co robiłeś. Zna Cię dokładnie a mimo to kocha i przebacza wszystko to co zrobiłeś bo potwierdził to oddając swego syna byś ty mógł żyć.
Jezus umarł za twój grzech i wiem że czeka aż przyjdziesz i odezwiesz sie do niego. czeka byś dał sobie pomóc. wiele się stało ale jeszcze wiele dobrego może sie wydarzyć!

wybaczam Ci. Błażej Dąbrowski.


jest jeszcze duzo co mógłbym napisać i wiele uczuć i słow siedzi we mnie, ale reszta nalezy do Ciebie. moze nic sie nie zmieni ale bede wiedział że cos w końcu zrobiłem i wcale Cie nie zabiłem a wybaczyłem.

jesli ten list bedzie bez odzewu w twoim zyciu to
ciesze sie ze u konca swojej drogi bede mógł zawsze powiedzieć :Boże Ty wiesz że próbowałem.

DROBNE GESTY I WIELKIE POTRZEBY

chcą czasem by ktoś był blisko.. by podparł, przytulił odpowiedział na wszystko
najlepiej żeby był zawsze o każdej porze. By kochał ten "ktoś" za nic całych bez wyjątku.
by znał całe życie bez utraty wątku. znał wady i zalety, marzenia i pragnienia nawet te najskrytsze głęboko ukryte. czasem by po prostu był.. "ktoś" taki.
szczególnie gdy samotność i smutek.. nie wiadomo w sumie skąd i dlaczego.. najlepiej byłoby gdzieś uciec w bezpieczne miejsce..
choć prawda jest brutalna-żadna relacja nie jest idealna to dobrze że są Ci co choć trochę wspomogą pokrzepią
dobrze że jesteś Ty! Najlepszy przyjacielu! niepojęty Boże co w pełni odpowiadasz i pustkę zaspokajasz.

słów dasz radę! zdobędziesz! jesteś wyjątkowy! piękny! takim masz być! dobrze robisz!
uda Ci się! wierzę w Ciebie człowieku;! ludzie potrzebuje a często ich brakuje chociażby nawet zwykłego dziękuje.. niby nic takiego a znaczy bardzo wiele.

uśmiech jak i dobre słowo rozjaśnia pochmurny dzień.

im więcej masz tym więcej jesteś w stanie dać.
na wszystko jest czas.. na branie i dawanie.

Bóg Cię kocha.

Bóg Cię kocha niesamowicie bez względu na to czy w niego wierzysz czy nie. mniejsza też o to co robisz a czego nie jak postępujesz to nie ma znaczenia bo jego miłość jest bezwarunkowa!

Albowiem jestem tego pewien, że ani śmierć, ani życie, ani aniołowie, ani potęgi niebieskie, ani teraźniejszość, ani przyszłość, ani moce, ani wysokość, ani głębokość, ani żadne inne stworzenie nie zdoła nas odłączyć od miłości Bożej, która jest w Chrystusie Jezusie, Panu naszym. Rzym. 8,38-39

/ta miłość jest i będzie choć naszej do niego wcale być nie musi/

jest coś co Cię od niego oddziela - to twój grzech, każdy jest grzesznikiem i nie ma co ściemniać
nie jesteśmy doskonali! czynimy grzech nawet o tym nie wiedząc.

ale jest Krzyż- jest ofiara niesamowita w której jest ratunek. dowód wielkiej miłości Ojca do Ciebie. na krzyżu Jezus oczyścił Cgrzechu wziął na siebie twoje przewinienia i umarł by dać Ci życie.

i wiadomo to wszystko może być przez Ciebie odebrane jak jakaś teoria, religijna bablanina

a może stać się dla Ciebie niepojętą rzeczywistością jeśli tu i teraz wyznasz swój grzech i przyjdziesz do Jezusa tak jak umiesz.


Ja tak zrobiłem i żyję pełnią wewnętrznej obfitości.



Zderzenie Matiza z Tirem..

Trasa z Bydgoszczy do Warszawy a pod Toruniem..

czułem się zmęczony to na pewno bo dzień wcześniej byłem w Aquaparku a potem do późna rozmawiałem i rano wstałem.
Przed podróżą pomodliłem się "Boże poślij swoich aniołów aby mnie strzegli na mojej drodze" tym razem wyjątkowo szczególniej i uważniej skupiłem się na modlitwie o bezpieczną podróż..

Na tył położyłem walizkę, torbę z lapem
i pokrowiec z rolkami.
W drogę ruszyłem jakoś o 16. Wiem jedno zaczęło się mulenie pod Toruniem.. strasznie mi się senno robiło .. otworzyłem okno.. wystawiłem głowę na zewnątrz by przewietrzyło mnie choć ciupkę i na krótko pomogło.. włączyłem muzykę .. ciupkę lepiej.. głowa jednak znowu opadała lekko powoli .. postanowiłem, że zjadę decyzja podjęta choć nie zrealizowana . .. szukałem zjazdu .. linia wciąż ciągła... i....

obudziłem się... szyba pobita... poduszki we krwi a ja siedzę na tylnim siedzeniu za siedzeniem pasażera.. zniknęły bagaże.. jedna noga pomiędzy fotelami .. druga pomiędzy drzwiami a fotelem...
nie dochodzi do mnie co widzę... krew na ręce płynie.. na drugiej też.. na twarzy też lepko i mokro... to chyba sen!!! obudzić się chcę!! to niemożliwe!! ... przymulenie szokowe.. próbuje podnieść nogę nie mogę nawet ruszyć... a może chociaż głową ruszę... bo ja chcę chodzić!! nie chcę wózka!! .. kochałem grać w piłkę przecież.. kręgosłup zaraz.. ruszam lekko głową i ból!! mocny
Boże cofnij czas!! ludzie gdzieś tam stoją.. mężczyzna stoi obok .. widzi, że się ocknąłem .. pytam się : " w kogo walnąłem ? ? .. " masz szczęście odpowiada we mnie i nic się nie stało.. dobrze, że zamontowałem pod przyczepą zderzaki bo bym po Tobie przejechał! .. masz szczęście, że żyjesz zaraz przyjedzie karetka.. " uderzyłem w Tira.. czyli to się stało .. to dzieje się naprawdę!!
Boże uzdrawiaj mnie proszę!! ja chcę chodzić i widzieć.. coś mi płynie z oka...
źle mi.. " .. wyciągneliśmy Cię spod Tira " dodał tamten .. smochód stoi na poboczu a ja w nim czekam w przytłumieniu...
bałem się... przyjeżdża karetka biorą mnie na nosze. ledwo wiem co się dzieje.
Telefon!! .. zadzwońcie na numer.. .. Pati nie odpowiadała więc tata - jedyne numery z pamięci, które znałem.
leżę i wołam, że TO NIEPRAWDA!!! BOŻE COFNIJ CZAS!!
w szpitalu na noszach od sali do sali.. przykryty prześcieradłem mijam tych co przyjechali oni pocieszają i się uśmiechają //pati gruby i just - a potem przeżywali ale nic po sobie poznać nie dali...

szycie twarzy, nogi, łokcia.. potem wstawianie drutów do śródręcza ..

i leżę na łóżku bez sił .. nie mogę nic mówić.. ledwo widzę i nie wiem co jest ze mną... a Oni stali nade mną.. uśmiechają się mówią miłe słowa...

i dotarło do mnie co się stało!!
Matizem uderzyłem w samochód ciężarowy - policja powiedziała że licznik zatrzymał się na 110 km/h

.. //pisze to i nadal się trzęsę dziwne to..//

a potem odwiedziny codzienne wiki i pati - dobrze, że były potrzebowałem kogoś blisko.
" w Bydgoszczy się o Ciebie modlą, w Gdańsku, w Tczewie, w Toruniu, w Warszawie .. " co jakiś czas mi pati wspominała. I ludzie pamiętali.. dzwonili pisali nie do mnie ale i tak wszystko było mi przekazywane a wtedy to miało wielkie znaczenie!! wsparcie modlitewne i sercowe!!!
nigdy tego nie zapomnę! rozwalała mnie ta postawa!!
znajomi z Torunia potem mnie odwiedzili - cenne to było bardzo!!! łzy leciały jak się dowiadywałem albo słyszałem miłe słowa...
w nocy byłem sam .. i nie rozumiałem czemu przeżyłem.. płakałem z wdzięczności do Boga, że żyję... płakałem jak głupi i pytałem się czemu? .. jak to? .. dlaczego ja? .. i nadal nie rozumiem..
kolejna szansa w życiu... ... ... ... ... ....... ...... ..... .. ludzie giną.. ja żyję.... dziękuję!! Tato mój Boże!




potem się dowiedziałem, że pastor z Torunia jechał też tą trasą z misjonarzami z Kanady i moimi znajomymi i widzieli rozbitego matiza i jak kogoś wynoszą na noszach i modlili się o zdrowie .. bym przeżył i bym się nawrócił .. nie wiedzieli, że modlą się właśnie o mnie.. ale już od początku Bóg czuwał nade mną! to niesamowite..!! mogłem zginąć.. stracić nogę.. zostać inwalidą.. mnożą się myśli .. lecz żyję..

..
//
..

doceniłem fakt tego, że należę do kościoła, gdzie ludzie okazują sobie wsparcie w praktyczny sposób i pamiętają o sobie... jeździłem na młodzieżowe zloty chrześcijańskie a przez to poznałem wiele cennych osób, które znam do teraz... i które były wsparciem i pocieszeniem w tak trudnym czasie... dziękuję wszystkim za modlitwy... wika moja siostra i pati wtedy jeszcze moja dziewczyna miały nocleg załtawiony przez Kube i były dokarmiane właśnie przez niego "D haha rozbroił mnie ten człowiek.! pastor obwiózł wikę po miejscach potrzebnych do odebrania i zezłomowania matiza.. cenne to wszytko było bardzo..









wtorek, 8 stycznia 2008

GDANSK - NARODZINY..

Urodziłem się w Gdańsku i mieszkałem tam 2 lata potem przeprowadzka i nowy rozdział w życiu JEDWABNE niby miasteczko małe, zapuszczone i bez nadziei. Pełne okrutnej historii - mord ludności żydowskiej. miasteczko - ala zurbanizowana wieś z 2 tysiącem mieszkańców w tle.
jeden rynek, nie całe 20 sklepów. W cieniu Łomży.
niby takie nic a właśnie tam miałem najlepsze lata mego życia.
stawiałem pierwsze kroki życia dziecięcego.

Odkrywałem świat wartości nadając im imiona i oblicza.
do wieku 6 lat trwał mój błogi świat.
Z mamą i siostrą żyliśmy bez ojca.

poznała go na studiach. Straciła głowę uwierzyła w cuda i piękne słowa. Wrażliwa była z niej osoba. uczucia stłamsiły co racjonalne. stało sie cierpienie i rozwiązanie banalne.
Zbyt dużo sobie obiecała zbyt wiele chciała. Ona romantyczka nie życiowa On z wietnamu się zjawił. stypendium dostał. spod skrzydeł rodziców uwolniony korzystał z życia i dobrze się bawił. nie wiedział jak w bardzo poważną grę się bawi. miłość niby wiele ma imion a On nie wiedział. finału się nie spodziewał nie znał życia.
spotkały się dwa ciała ludzkie. znajomi dla niego. miłość życia dla niej.
niby ludzie nie chcą robić sobie krzywdy a ranią. niby wiedzą wszystko o życiu a kłamią.
niby każdy ma swój schemat życia.
lecz co w sercu kiedyś dziś w czynie bez pokrycia.
bo przecież mają dziecięce pierwsze marzenia
ukryte często niewysłowione pragnienia
a jednak czynią co czynią i grają w brutalna grę zwaną życiem
na zasadach z góry nałożonych i godzą sie z ramowym byciem.
nie oni wymyślali zasady. rodzice dali instrukcje często bezsensowne do niczego niepodobne. gorzej jak nie dają no bo co i jak gdy sami nic nie mają. próbują grac omijając zasady iść po planszy. marzenia i potrzeby choć piękne i barwne na początku. teraz ranią i tłamszą pozostając niespełnione. w ból i cierpienie spychają. ludzie i rzeczy w okół nic nie dają. niektórzy się buntują. własne rozwiązania znaleźć próbują. inni się poddają na życie się targają. pozostali bez namysłu w grę zwaną życiem grają.

moi rodzice- nieokrzesane pionki spotkały się na planszy.
urodziłem się ja i wi-bliźniaki co jeszcze nie wiedziały w jaką grę się pchają. nastały kłótnie. szantaż. strach. brak odpowedzilności. wiadomo łatwiej uciec od problemu.
mam została sama z nami w gdańsku. Sama lecz pomoc sie znalazła. tata odszedł.
z mamą stawialiśmy pierwsze kroki. dużo śmiechu łez i zabaw. beztroska była. nie czułem braku ojca. mogłem siedzieć i marzyć bez końca. wszystko przez mum miałem dane sam o nic nie musiałem zabiegać. niewiele potrzebowałem. uśmiechu, całusa, przytulasa, i miłości - dużo miałem.
za sprawą wi wszystkiego było razy dwa a czasem przez dwa.
co dostałem za to dziękowałem czego nie miałem nie żałowałem no bo niby jak skoro tego nie znałem. było dobrze bo przygodnie . aż 6 lat minęło i wtedy się zaczęło.

***
DZIKA PRZYJAŹŃ

Co kiedyś trwało, już się zakończyło
wszystko odeszło gdzieś w dal, bezpowrotnie
Mnie radość dawało, Ciebie bawiło,
Za swą naiwność płacę dziś stokrotnie

Zerwała się uczuć wątła niteczka,
Więź przyjaźni, wielkiego zaufania
Została sama, "kochana Wandeczka "
Dlaczego doszło do rozczarowania

Serca mi ugasisz słów pustych wodą,
od wspomnień bolesnych będzie krwawiło.
Tych chwil nie zapomnę, gdy byłam z tobą,
Lecz ciebie ze mną, niestety nie było.

Jak trudno dalej w dobrą przyjaźń wierzyć,
gdy okazała się tylko złudzeniem.
Żeby kolejnej tragedii nie przeżyć
powinnam z własnym przyjaźnić się cieniem.

***

..mum

marek.. alkohol..

brutalne pełne przemocy i łez życie. jak można zaufać jeszcze raz? skąd się biorą siły? uwierzyła była pełna nadziei i marzeń. małżeństwem z markiem dostarczyła sobie wrażeń.
chciała dobrze.nie znaliśmy taty chciała dać nam swego wybranego. wszystko miało być pięknie i gładko. życie jednak takie nie jest. marek - alkoholik życiowa problemowa rola.za która wiele się ciągnie. ból.. cierpienie..łzy.. rozpacz..stłamszenie..strach.. i prysły nadzieje!
marek rozwiał wszystko na co mama liczyła. za dużo chciała nie od tego człowieka co trzeba. my z wiką zostaliśmy wplątani w ich małżeństwo siłą rzeczy,siłą miłości, przynależności.. do mum.
szybko go znienawidziłem. padły słowa że zabije. całe szczęście bez pokrycia.
leżymy na łóżku..mama płacze ja obok..tulę pocieszam karmie słowami -.. będzie lepiej..
razem płaczemy nic już nie chcemy. boli jak mało co. serce drapało,myśli szarpało.
rzeźbił się obraz trwały malowany permanentnym piórem a każda literka pokryta była bólem.

tekst powstawał cały już nie do zmycia. bez możliwości pozbycia się go z serca,myśli,głowy. jedyne co można to by w miejsce starego powstawał obraz nowy.
wszystko się zbierało i kumulowało.

sen.. uciekam i krzyczę z całych sił pomocy pomocy!!! rozpacz nikt nie odpowiada krzyczę głośniej i nic się nie zmienia. biegnę podwórkiem do bramy patrzę w lewo. gardoccy już dawno zgasili światło a ja krzyczę pomocyyy!! pomocy!! bez odzewu. niemoc rozpacz biegnę otwieram furtkę. wybiegam na ulicę i krzyczę. ledwo co dyszę ale biegnę ile sił w nogach wciąż krzycząc. biegnę w bloki i niknę w ciemnościach. krzyczę.. krzyczę.. i gdzieś pod grubą warstwą rozpaczy bólu strachu jest iskierka myśli że na żadną już pomoc nie liczę..

już wiem jak można zmarnować sobie życie. mimo że w sercu dobro, marzenia,nadzieje,miłość to jednak w czynie wyraża się to co faktycznie w głębi serca się kryje.

po czasie okazało się że sen był prawdą. mama była bita.. uciekłem.. znalazła mnie po czasie roztrzęsionego zwiniętego w kłębek. dzieckiem jak marek lecz z innym podziałem ról zraniony byłem. choć piórem permanentnym.. kartkę tą gdzieś głęboko odłożyłem.

alkoholizm sztuka w którą grają Ci co oglądali ją do znudzenia całe lata. sztuka którą znali na pamięć i grać w niej nigdy nie chcieli. szkoda tylko że innego scenariusza w ręku nie mieli.

jak rażą człowieka promienie słońca tak wyryte w sercu i głowie wspomnienia bólu lub radości zostają do końca...